LIST: Pracuję w dużej firmie od ponad roku. Bardzo długo nie mogłam znaleźć pracy, więc gdy zaoferowano mi etat myślałam, że wygrywam los na loterii. Początkowo pracowałam po godzinach, ponieważ tłumaczyłam sobie to tym, że jestem nowa, więc i tak muszę się jakoś nauczyć, zresztą wokół mnie wszyscy siedzieli po godzinach. Koszmar zaczął się dopiero wtedy, gdy po 2 miesiącach siedzenia po 13-16 godz na dzień (załapałam się na okres urlopowy) po prostu zaczęłam się mylić ze zmęczenia. Wraz ze mną zatrudniony został nowy kierownik biura. Młody, chciał się wykazać. Zaczęły się kłopoty, ciągłe nagany, zastraszania, groźby zwolnienia dyscyplinarnego. Pracuję jeszcze z jedną osobą, która zatrudniona jest na tym samym stanowisku. Pracę wykonujemy razem. Ona pracuje pór roku dłużej niż ja. Teraz leczy się psychiatrycznie. Ja już ponad 2 miesiące ciągnę dwa stanowiska. Pracuję również w soboty, ponieważ, mimo iż siedzę po godzinach, nie starcza mi czasu na wyrobienie się z całym materiałem. Kierownik ciągle zwraca mi uwagę, że nie wyrabiam się z materiałem, a gdy poszłam do mojego dyrektora z prośbą o pomoc, ponieważ nie daję sobie rady, usłyszałam jego spokojną odpowiedź, że to firma kapitalistyczna, i że nikt tu nie będzie pracował po 8 godz., a jak mi się nie podoba i czuję się wypalona, to mogę się zwolnić, jak to on nazwał „odejść z twarzą”. Mój przełożony generalnie nic nie robi. Ciągle widzę, jak siedzi na kawie u kasjerki, lub ściąga filmiki z internetu (mój komputer, mimo iż jesteśmy w sieci, ma zablokowaną możliwość korzystania z Internetu, ponieważ to z pewnością obniżyłoby moją wydajność) i generalnie wcale się z tym nie kryje. Podpisujemy pod przymusem lojalnościówki, za każdym razem o innej treści. O liście obecności nie ma mowy. Była, ale firma wpadła na genialny sposób, co miesiąc dostajemy tabelkę, w której są wpisane godziny przyjścia i wyjścia. Oczywiście 7-15 , a na samym dole nasz podpis. Genialne rozwiązanie… wszyscy podpisują, bo każdy się boi. Inspekcja Pracy … owszem była, ale to, co po niej zostało, to zebranie, na którym triumfalnie ogłoszono nam bez żadnego skrępowania, że pan dostał 5 tys. i wszystko już gra… a jak chcemy znowu marnować swój czas, to proszę bardzo. Osoba, która złożyła apel do Państwowej Inspekcji Pracy oczywiście już nie pracuje, i nie odeszła sama….. Od jakiegoś czasu biorę leki uspokajające, ale to daje efekt tylko na krótką metę. Popadam w skrajne stany agresji w stosunku do moich bliskich. Ciągle gadam tylko o pracy, ciągle śni mi się praca. Rano wstaje ze łzami w oczach, bo wiem, że to kolejny dzień stresów. Większość pracowników nie daje rady i odchodzi na 14 (wypowiedzenie przez firmę – przyp. T.S.) lub rzuca (własne) wypowiedzenie. Magazynier z naszej firmy leży, jest na zwolnieniu po urazie kręgosłupa. Pracował często po 16 godz na dobę… nie wytrzymał. Nie jestem w stanie opisać wszystkiego…. nie starczyłoby miejsca, ale szalę goryczy przelało to, że w tym miesiącu nie dostałam premii, mimo tego, że dałam z siebie wszystko. Dzisiaj nie poszłam do pracy.
PORADA. W tym przypadku mobbingu dyrektor przyjął rolę kierownika nieingerującego, zatrudniając sobie młodego „psa-kierownika” do pilnowania i zaganiania „stada”. Jest to korzystna symbioza dyrektora, zapewniająca mu wygodę, i kierownika, który poza pilnowaniem stada nie ma nic więcej do roboty. Może więc spokojnie oddawać się oglądaniu „filmików” i piciu kawy u kasjerki w czasie pracy. Takich kierowników-pasożytów mamy, niestety, w Polsce bardzo dużo. Dla takiego kierownika awans na kierownicze stanowisko to wielka ulga – „Nareszcie będą pracować na mnie inni!” Pomysł z listą obecności podpisywaną raz w miesiącu, to rzeczywiście bardzo genialne rozwiązanie, tyle tylko, że nielegalne. Żaden pracownik po upływie wielu dni nie potrafi udowodnić, że pracował w nadgodzinach i nie trzeba mu za nie płacić. Nawet jeśli za to „genialne” rozwiązanie trzeba zapłacić karę inspektorowi pracy, to i tak się opłaca, ponieważ zysk z niezapłaconej pracy w godzinach nadliczbowych wielu pracowników zapewne jest wielokrotnie wyższy niż 5 tys. zł mandatu. Dręczenie pracowników dla przykładu, aby inni nie podskoczyli też firmę nic nie kosztuje, bo za wielomiesięczne zwolnienia chorobowe od psychiatrów zapłaci ZUS. Wygodnym pracodawcom zarządzanie przez mobbing wydaje się bardzo korzystne. A co mogą zrobić pracownicy u takich wygodnych pracodawców? Jeśli będą działać w pojedynkę, to pewno niewiele osiągną. Ale opisany przypadek mobbingu rozgrywa się w dużej firmie, w której zapewne działają związki zawodowe. Czy one także chcą mieć spokój i wygodę? A jeśli nie ma związków zawodowych, to pozostaje Państwowa Inspekcja Pracy i kolejne kontrole, które za którymś razem powinny skutecznie zakłócić wygodę pracodawcy.
Poradził: Tadeusz Stalewski